wtorek, 14 czerwca 2016

Pokój Tomka

Na bloga wrzucam coś od czasu do czasu (żeby nie powiedzieć rzadko?). Albo wtedy, kiedy zależy mi na uwiecznieniu czegoś (na pamiątkę), bądź wtedy kiedy chcę się czymś z Wami podzielić. Dzisiejszy post powstał z dwóch powyższych.
Pokój prawie 4-letniego Tomka (a właściwie pokoik), tak samo jak jego właściciel ciągle bardzo się zmienia.
Najpierw był słodkim retro pokoikiem niemowlaka w kolorystyce „baby blue”.  Następnie z dawnego wystroju pozostały w nim tylko niebieskie dodatki, a obecnie o tym, co znajdowało się tam wcześniej świadczą jedynie pozostałości naklejek (niebieskie obłoczki widoczne na zdjęciach). 

Tak! ja też uległam tej wszechogarniającej modzie na styl skandynawski. I nie żałuję :) 
Choć przyznam, że nie jest tak, że skopiowałam go kropka w kropkę.
Jest to raczej mocno przemyślana inspiracja. Oczywiście cały czas nie jest wykończony (ciągle mam w głowie rzeczy które chciałabym tam dodać). 
Odpierając  zarzuty przeciwników tego stylu od razu zaznaczam, że nie jest tak że pokoik podoba się tylko mnie - mój synek oniemiał jak go pierwszy raz zobaczył (a może chodziło o ukochany tramwaj którego wizerunek znalazł się na ścianie:P ?)
Nie, nie sądzę ;) 
Czy brak w nim kolorów? Kolorowe są zabawki i mam wrażenie, że dzięki temu nie jest przytłaczający. Łatwo się w nim wyciszyć, bo mimo wszystko nie bombarduje nas mnogością bodźców. Jestem jedną z tych osób, które uważają, że gust kształtuje się od najmłodszych lat, dlatego też nie wyobrażam sobie otaczać moje dziecko czymś, co nazwałabym po prostu kiczem (i chyba każdy wie co mam na myśli). 

Zasad którymi się kierowałam było kilka; wśród nich jedna z ważniejszych czyli koszty i to, żeby meble, które tam wstawię posłużyły dziecku baaaardzo długo (trwałość to jedno), ale chodzi mi głównie o wygląd. Wszystkie meble poza małymi białymi i łóżeczkiem (wiem, że niewiele ich się tam mieści:)) można spokojnie wstawić do pokoju dorosłej osoby.  Nie ingerowałam w kolor ścian. Kolorystyka czarno - biała, z dodatkiem dużych geometrycznych wzorów bardzo mi tam odpowiada. Naturalne drewno dobrze uzupełnia całość. Nie byłby to pokój Tomka gdyby nie było tam wspomnianego tramwaju (ma hopla na punkcie tychże), półeczki (cudowna realizacja firmy Bambooko!) z aktualnie czytanymi książkami (tak jak już wspominałam w jednym z wcześniejszych postów - główny regał z książkami dzieci znajduje się u nas w salonie). Mata znalazła się tam przypadkowo, ale ze względów praktycznych została tam na dobre. Kuchenka jest oczywiście Tosi ale póki co Tomek i Tosia gotują wspólnie właśnie u Tomka w pokoju. 

A teraz koszty aranżacji:

Łóżko zakupiliśmy dość dawno temu w Ikei (koszt ok. 350 zł plus materac)
podobnie komplet białych mebelków = dwa krzesła i stolik  (200 zł za całość)
poduszki na krzesełka zamówiłam u Jagu Jagu (kosztowało mnie to wtedy 50 zł za dwie szt. + koszt wysyłki). 
Poduszki na łóżku z wyjątkiem gwiazdki wyszukałam w większości na Allegro (koszt poszewek od 5 zł do max 17 zł).
Cudowna gwiazdka to oczywiście projekt firmy Mon Tissu (na moją prośbę wyprodukowano mniejszą niż standardowe gwiazdki). Koszt ok. 35 zł plus wysyłka.
Koszt naklejki z tramwajem (zakupiona na Allegro) 47, 5 zł wraz z przesyłką.
Biała półka to wspomniane Bambooko i ok. 135 zł plus przesyłka.
Tablicę magnetyczną dostaliśmy w prezencie przy jakiejś okazji (więc koszty zerowe).
Darmowy plakat z misiem (ściągnięty za darmo ze strony wskazanej przez Ladygugu.pl) wymagał jedynie oprawy = ramka z ikei koszt coś ok. 25 zł?
Zasłony to też klasyczne białe z ikei
podobnie jak regał Kallax i pojemna szafa Pax (stoi za drzwiami).
Białe kule - lampki led zakupiłam w biedronce za ok. 35 zł.
Girlanda kosztowała mnie 19 zł (zakupiona na Allegro wraz z poduszkami).
Serduszko na drzwi znalazłam w lany poniedziałek na Emaus (4 zł).

Docelowo znajdzie się tam trochę zdjęć i kilka innych spersonalizowanych elementów, ale o tym kiedy indziej :) Zapraszam do oglądania :)

















środa, 17 lutego 2016

Klasyka - książki


Luty  jest tym miesiącem w kalendarzu, który zawsze nam się dłuży (zwłaszcza w tym roku ;). Niecierpliwie wypatruję wiosny, a ta coś nie chce prędko nadejść...
Mimo, że na pogodę nie możemy za bardzo narzekać, jak to w zimie - szybko robi się szaro, buro i ciemno. Trzeba zrezygnować z większości aktywności na świeżym powietrzu (podczas których normalnie czas leci jak szalony) i jakoś sensownie zagospodarować go w domu. 
Ostatnie dwa tygodnie spędzamy dosłownie non stop w mieszkaniu, bo dzieciaki (najpierw Tomek potem Tosia) niestety złapały wirusa i gorączka, kaszel oraz inne nieprzyjemności skutecznie utrudniają nam normalne funkcjonowanie. 

W takie dni (i nie tylko) w wielu sytuacjach z pomocą przychodzą nam książki.
Różnica wiekowa między maluchami (2 lata i 4 miesiące) dywersyfikuje tematykę i ich wygląd, dlatego w domu mamy sporą biblioteczkę, gdzie Tomek i Tosia mają swoje osobne regały.

Oglądanie książeczek z Tosią odbywa się na raty - jej wiek (14 miesięcy) nie pozwala na dłuższe skupienie się na książce, dlatego serwuję je seriami pomiędzy innymi zabawami.
Potrzebuje też obrazków, bez zbędnych szczegółów - które mogłyby ją rozpraszać. 
Forma książki jest równie ważna (na tym etapie głównie solidna twarda oprawa - wiadomo). 
Tematyka bardzo ogólna - szeroko rozumiane poznawanie świata i poszerzanie/opanowywanie słownictwa.

Tomek jako, że już ten podstawowy etap ma za sobą, a także ze względu na mocne zainteresowania motoryzacyjne lubi wybierać książki o tejże tematyce. Moim zadaniem jest z jednej strony wyszukiwanie książeczek, które podtrzymają to zainteresowanie, zgłębią temat, ale i pokazywanie równie atrakcyjnej książkowej alternatywy z innej tematycznie „działki”.

Staram się kupować książki, które sprawdzają się u 3 latka ale i roczniak ogląda je z wypiekami na twarzy, gaworząc i każdorazowo wskazując swoimi pulchnymi rączkami na coraz to nowsze obiekty. 

Ostatnio można zaobserwować wysyp przepięknie wydanych książek dla dzieci - z których znaczną część bardzo chętnie widziałabym w naszym zbiorze. Jest też wiele książek, które swoim wyglądem zachwycają (zwłaszcza nas dorosłych), ale wydaje mi się że mają mało do zaoferowania jeśli chodzi o walory edukacyjne. Mimo zamiłowania do rzeczy pięknych, niebanalnych w tym przypadku stawiam estetykę na drugim miejscu. Owszem zgadzam się z tym, że gust kształtuje się od małego, ale też mnożenie takich bytów na dłuższą metę nie ma większego sensu. Dlatego - jak zaraz zobaczycie, nasze książeczki są bardzo zróżnicowane; nie zawsze najpiękniejsze i najbardziej modne. Niektóre bardzo popularne, inne mniej. Co najważniejsze - przede wszystkim sensowne, dlatego też wydaje mi się, że warto je Wam zrecenzować/polecić. 


O tym wszystkim chciałam dzisiaj i w kolejnych postach z tej serii napisać. 

Nasz nr 1. to obie serie o tej samej nazwie (duży i mały format) "Obrazki dla maluchów" Wydawnictwa "Olesiejuk".  

Mała seria (moja robocza nazwa małych książeczek z tej serii), obejmuje te skierowane do najmłodszych czytelników (wiek Tosi i plus minus kilka miesięcy). Bardzo przyjazna w odbiorze. Każda strona to minimum przedmiotów na białym tle. Wszystko pogrupowane tematycznie „Owoce”. „Ubrania”, „Zabawki” „Zwierzęta i ich dzieci”, „Las”, „Góry”. Koneserów sztuki ilustracji dziecięcej nie zachwyci (dość pstrokata), ale dzieci (przynajmniej moja dwójka  :) ) je uwielbiały/ją. 



Duża seria (moja robocza nazwa dużych książeczek z tej serii), to coś co wydaje mi się dobrą inwestycją na dłuższy okres czasu, bo korzysta z niej i Tosia i Tomek, który tak naprawę dopiero teraz dorasta do niektórych jej części. Obrazki narysowane są kreską, która tworzy bardzo przyjazny w odbiorze świat. Tematyka bardzo obszerna, ale równocześnie dość przystępnie podana (wydaje mi się idealna dla przedszkolaków).

Nr. 2 na naszej aktualnej liście to światowy bestseller znany chyba wszystkim czyli seria... „Wiosna/Lato/Jesień/Zima/Noc na ulicy Czereśniowej” autorstwa Susanne Berner wydawnictwa „Dwie Siostry”. 
Książki które uwielbia oglądać zarówno Tomek, Tosia jak i ja :) Tym którzy jakimś cudem nie mieli okazji jej poznać nakreślę w paru słowach jej formę.  
Jest to wydana w dużym formacie na twardym papierze książka do oglądania i do opowiadania - praktycznie bez napisów.
Pogrupowana zgodnie z porami roku przedstawia historię, (a właściwie całe ich mnóstwo), które rozgrywają się z udziałem mieszkańców ulicy Czereśniowej. „Czytając” spacerujemy wzdłuż owej ulicy oglądając to, co dzieje się na danej stronie i ma kontynuację w dalszej części książki (te same postacie narysowane w różnych sytuacjach). Widzimy balon który leci przez wszystkie kartki, papugę, która ucieka z klatki i w końcu udaje się ją złapać, panią która próbuje złapać autobus i wiele wiele innych. Rewelacja! Nie mówiąc o tym, jak przejrzyście jest to zobrazowane. 

Nr. 3 to kolejny światowy bestseller czyli „Bardzo głodna gąsienica” Erica Carla wydawnictwa „Tatarak”. Genialna w swej prostocie. Przedstawia krótką historyjkę przeobrażenia się gąsienicy w motyla. Forma dostosowana do oczekiwań małych odbiorców (przycięte kartki z dziurkami na małe paluszki w zjadanych przez bohatera pokarmach - mistrzostwo!).





Nr. 4 to również książka o oglądania czyli „Rok w lesie” wydawnictwa „Nasza Księgarnia”.
Pięknie wydana. Każda z kart pokazuje to, co dzieje się w tym samym miejscu w lesie z jego mieszkańcami, w każdym z 12 miesięcy. Na pierwszej stronie narysowani i podpisani są wszyscy mieszkańcy. Dlatego nie ma się co martwić, że nie będziemy w stanie odpowiedzieć dziecku na zadane pytanie o nazwę zwierzątka ;)



Nr. 5 to książka „1001 szczegółów. „W mieście” i „Na wsi” wydawnictwa „Tatarak”. Bardzo ładnie narysowana, przedstawia to, co dzieje się na tytułowych obszarach. Na razie oglądamy ją przede wszystkim z Tomkiem. Choć Tosia też z zainteresowaniem zerka :)  

Nr. 6 to pozycja, którą zajmują u nas książki  Herve Tulleta wydawnictwa „Babaryba”. Oprócz wszystkim znanych „Naciśnij mnie” czy „Turlututu a kuku to ja” nasze dzieci upodobały sobie „The game of light”. Jest o tyle nietypowa, że czyta się ją... po ciemku(!) 
Ciemne mieszkanie, latarka i intrygujące kształty powycinane na każdej z kart książki + ciekawskie oczy = sukces. Bardzo polecam!

Nr. 7 to jeszcze jedna książeczka, o której chciałabym wspomnieć: „Noisy faces. Mask and sound book” z „Marks and Spencer”. Skierowana raczej do maluchów (choć Tomkowi pojawia się zawsze szeroki uśmiech na twarzy, kiedy przykładam sobie ją do twarzy). Książeczka wydaje dźwięk po otwarciu danej strony (nie trzeba nic naciskać). Na uwagę zasługuje też mocne szycie wykonane z plastiku dzięki któremu raczej nie ma szans się rozpaść. Nie wiem czemu na okładce jest 3+ (chyba ze względów bezpieczeństwa -> małe części w mechanizmie pod kartonem?)Tytuł i zdjęcia mówią same za siebie. 










To by było na tyle na dobry początek :)

A jakie książki znajdują się na Waszej liście?


Na zdjęciach w pokoiku Tomaszka Tosia ubrana jest w sukienkę Tu, na głowie ma spinkę kupioną w zeszłoroczny lany poniedziałek na Emaus :)